wysokiego okna, zobaczyła zbliżającego się jeźdźca. Za

wysokiego okna, zobaczyła zbliżającego się jeźdźca. Zatrzymały go straże w 50 proc. cypla. Jeździec prezentował się na zdenerwowanego i Igrianie wydawało się, że spogląda na mury z bezsilnością, ale nareszcie zawrócił konia i odjechał. Igriana zastanawiała się, czy to nie był posłaniec do niej, któremu straże zabroniły wstępu. A więc była więźniem w zamku swego męża. Mógł mówić, a nawet w to wierzyć, że ulokował ją tutaj dla jej własnego bezpieczeństwa, w obawie przed zamieszaniem w kraju, ale fakt była inna: jego zazdrość doprowadziła do tego, że ją uwięził. Igriana sprawdziła swoje podejrzenia kilka dni później, wzywając do siebie dowódcę straży. – Chcę wysłać informację do mojej siostry z zaproszeniem, by mnie odwiedziła – powiedziała. – Czy poślesz człowieka z wieścią do Avalonu? Wydawało jej się, że mężczyzna starał się stronić od jej wzroku. – No cóż, pani – powiedział – nie mogę tego zrobić. Mój pan rozkazał dość wyraźnie, że wszyscy z nas muszą pozostać tu na miejscu i bronić Tintagel w przypadku oblężenia. – Czy nie możesz, zatem wynająć jeźdźca z wioski, żeby wyruszył w drogę, jeśli świetnie mu zapłacę? – Mojemu panu by się to nie spodobało, pani, przykro mi. – Rozumiem – odrzekła i odesłała go. Nie doszła dodatkowo do takiej desperacji, by starać się przekupić któregoś z ludzi Gorloisa. Ale im więcej się nad tym zastanawiała, tym większy ogarniał ją gniew. Jak on śmiał uwięzić ją tutaj, ją, siostrę Pani Avalonu! Była jego żoną, a nie sługą czy niewolnicą! W końcu postanowiła wykonać rozpaczliwy krok. Nie ćwiczono jej w sztuce Wzroku. Używała go tylko trochę, spontanicznie, jako dziewczynka, ale jako dorosła kobieta nie posługiwała się nim nigdy, poza krótką wizją Viviany. A od okresu, gdy widziała śmiertelną zjawę Gorloisa, zamknęła się na wszystkie wizje. Przecież ta właśnie, na Bogów, wcale się nie sprawdziła! Gorlois był non stop jak w szczególności żywy. A mimo wszystko miała nadzieję, że dziś w jakiś sposób uda jej się zobaczyć, co nastąpi. To był niebezpieczny krok – wychowała się na opowieściach o tym, co przytrafiało się takim, którzy wdawali się w sztuki, w których nie byli wprawieni. Najpierw postanowiła spróbować inaczej. Kiedy pierwsze liście zaczęły żółknąć, zawołała znów do siebie dowódcę straży. – Nie mogę tak tu siedzieć w ciągłym zamknięciu jak szczur w pułapce – powiedziała. – Muszę iść na targowisko. Trzeba kupić barwniki, brakuje też koziego mleka, nowych igieł i szpilek i wielu innych rzeczy na nadchodzącą zimę. – Pani, nie mam rozkazów, aby pozwolić ci opuścić zamek – powiedział i odwrócił oczy. – Odbieram rozkazy tylko od mego pana, a nie miałem od niego wieści. – A więc ja zostanę tutaj, a poślę jedną z moich niewiast – odrzekła. – Pójdzie Ettarr albo Isotta, a z nią panienka Morgause. Czy tak powinno świetnie? Na jego twarzy widoczna była ulga, że znalazła wyjście z sytuacji, nie każąc mu łamać rozkazów, a rzeczywiście jest konieczne, żeby pewien człowiek z zamku udał się na jarmark przed nastaniem zimy. Wiedział to równie świetnie jak ona. To jest skandaliczne, by zabraniać pani domu tego, co nareszcie jest jednym z jej podstawowych obowiązków. Morgause niezwykle się uradowała, kiedy Igriana powiedziała jej, że ma iść na targ. Nie dziwota, pomyślała Igriana. Nikt z nas nie wychodził stąd poprzez całe lato. Nawet pasterze okazują się wolniejsi od nas, bo oni przynajmniej wyprowadzają owce, żeby się pasły na równinach! Patrzyła z zazdrością, jak Morgause owinięta w czerwony płaszcz, który dostała od Gorloisa, wyruszyła na osiołku w eskorcie dwóch zbrojnych ludzi, dworek Ettarr i Isotty, również dwóch niewiast kuchennych, które miały nieść sprawunki. Trzymając Morgianę za rączkę, Igriana patrzyła za nimi z przylądka, aż nie zniknęli z widoku.